Nie wiem jak to się stało (albo inaczej – wiem, ale wolę o tym nie myśleć), ale od kiedy rozpoczęłam pracę w jednym z olsztyńskich fastfoodów strasznie mi się przytyło. Na stanowisku pracownika restauracji fastfood pracuję dopiero od trzech miesięcy, a moja waga łazienkowa wskazuje już siedem kilogramów więcej, niż wskazywała przed zatrudnieniem się w restauracji, pracownik restauracji FastFood Olsztyn. Wiem, że dodatkowe kilogramy nie wzięły się z powietrza. Zgodnie z polityką zatrudniającej mnie firmy, każdemu pracownikowi przysługuje dziennie określona porcja jedzenia pochodzącego z restauracji – jedzenia, które ogólnie mówiąc, nie należy do najzdrowszych i najmniej kalorycznych. Dodatkowo, gdy mój żołądek dawno już zapomniał o zjedzonym zestawie na obiad, a przede mną jeszcze kilka godzin pracy, zdarza mi się zamówić sobie coś dodatkowego – jakieś frytki z sosem śmietanowym lub coś innego.

Gdybyście tak jak ja, codziennie zjadali bardzo dużą liczbę kalorii pochodzących z mało zdrowego jedzenia, reakcja waszego organizmu na pewno byłaby podobna. Niemożliwym jest, żeby po codziennych pustych kaloriach waga nie drgnęła. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cały czas czuję się taka opuchnięta i zmęczona. Gdybym przytyła w wyniku jedzenia zbyt dużej ilości zdrowych rzeczy, na pewno czułabym się o wiele lepiej. To śmieciowe jedzenie powoduje u mnie zły humor i sprawia, że czuję się coraz mniej atrakcyjna. Jako gruba baba na pewno nie znajdę sobie chłopaka.