W końcu podjąłem najodważniejszą decyzję w moim życiu i mimo nadal dużych problemów z finansami i brakiem gotówki na utrzymanie siebie i swojej rodziny, w następnym tygodniu składam wymówienie i rezygnuję z pracy w barze szybkiej obsługi. Powiedzcie sami, czy jest sens pracować w miejscu, w którym nie dość, że wykorzystują cię do granic możliwości, twoja praca jest beznadziejna, to jeszcze dostajesz niewielkie wynagrodzenie? Jak za tysiąc pięćset złotych miesięcznie mam utrzymać siebie, swoją dziewczynę i naszego małego synka? Gdyby nie pomoc rodziców już dawno przymieralibyśmy głodem, a mały zamiast pampersów używał zwykłych, tetrowych pieluch.
Myślałem, że praca w fast foodzie pozwoli mi zarobić nieco więcej, a teraz wychodzi na to, że więcej ode mnie zarabiają nawet ci, którzy w magazynach jeżdżą na wózkach widłowych. Mój dobry kumpel jest operatorem wózka w hipermarkecie i za swoją pracę otrzymuje 2200 zł na rękę, czyli o 700 zł więcej niż ja, pracownik restauracji FastFood Gliwice.
Od tego tygodnia biorę się za poszukiwania innego miejsca pracy. Mogę być magazynierem, mogę pracować jako pomocnik w warszawie lub nawet jako pracownik wysypiska komunalnego – wezmę wszystko, co zagwarantuje mi więcej niż 1500 zł i nie będzie wiązało się z robieniem kanapek i obsługą klientów.